zaproszenie-do-studia mariusz-figaj blog fotograf

Zaproszenie do studia

obraz to tysiąc słów



Pamiętam jak wczoraj, było to jakoś zaraz po tłustym czwartku w piątek 4 lutego 1921 roku.

W tym dniu wpadłem do fotografa żeby odebrać zamówione miesiąc wcześniej monidło.

Miało to zająć tylko chwilę, rzecz w tym żeby tylko dać kwit i odebrać, usługa z góry opłacona.

Lecz w poczekalni poproszono mnie, bym się chwilę zatrzymał, bo fotograf zdejmuje właśnie grupę familijną z okazji srebrnego wesela rodziców.

Takie grupowe rodzinne fotografowanie zaciekawiało mnie z różnych względów, więc przez na pół odchylone drzwi, przypatrywałem się widowisku.

Policzyłem członków rodzinnej grupy. Rachunek wypadł mało szczęśliwie - 13. No ale jeszcze fotograf, to zmienia stan rzeczy.

W samym środku siedzieli już jubilaci. On postawny z piersią wypiętą do przodu dumny właściciel sumiastych wąsów.

Zaprzeczenie Dulskiego. Ona — pani Dulska, albo co najmniej jej najbliższa krewna, pomagała ustawiać piękną grupę,

zrywając się ciągle z miejsca, aby obejrzeć całość. — Proszę cię, Anielko, zostaw to panu... — Ale mój drogi, nie wtrącaj ty się do tego.

Jak mam zostawić, przecież to dla nas jest robione, a nie dla tego pana. Dla nas to jest pamiątka, ma przetrwać wieki.

To dlatego porządna być musi. Edwardzie unieś głowę do góry, nie wal się na Stanisława. Najlepiej stań za nim, a on niech siada przed tobą na krzesełku.

O tak dobrze Edwardzie ale dlaczego na miły bóg, masz ciągle usta otwarte? Cały język ci widać. Myślisz, że to tak ładnie facjatę roztwierać?

Okropne! Już widzę jak wyjdziesz na zdjęciu. Znowu zajęła swoje miejsce. Fotograf przestał wreszcie ustawiać aparat i zbliży się do niecodziennych klientów.

- Proszę państwa, musimy ustawić jakoś nasz obraz. Inaczej wypadnie nieładnie.

- A nie mówiłam? –wtrąca matka.

- Racja. Pana natomiast poproszę żeby zamkną usta na chwilę. Zróbmy próbę takiego manewru.

- Zamknę – mówi Edward wydobytym przez nos głosem – ale dopiero kiedy da pan znak, że już pstryka aparatem. Teraz przecież muszę jakoś oddychać…

- To jedyne rozwiązanie – potwierdza ojciec – on ma wiecznie zapchany nos. Przyjdzie jeszcze, że się udusi.

- A do panienki mam łaskawą prośbę, żeby wyjęła paluszek z buzi – mówi fotograf do Józi, najmłodszej uczestniczki sesji.

- Młodzież żeńską z dużymi kokardami na głowie rozstawię symetrycznie z lewa i z prawa – oznajmił fotograf.

- Dziewczyny proszę zajmijcie miejsca. Nie obie przy mamie, po przeciwnych stronach. Z tej strony też nie, to moje miejsce.

Stefania stanie z mojej lewej, Anna z prawej. O, proszę!

- Pse pana, Józia znów trzyma palec! - to Edward kabluje siostrę.

Jubilatce puszczają nerwy – Ja twoje krzesełko obrócę tyłem do obiektywu, nikt nie będzie oglądał twojego palucha, bo ani buźki twojej nie zobaczy.

Józia w bek. Ogromne łzy spływają jej po policzkach.

Proszę państwa o spokój — mówi fotograf, który znowu wrócił od aparatu.

- Halo, panie dobrodzieju. Jak pan teraz będzie uskuteczniał drzemkę, to oczy panu nie wyjdą na zdjęciu…

a pani Jubilatka głowę źle trzyma… teraz proszę patrzeć w obiektyw, a nie po sali oczyma gonić. Wszyscy państwo

– patrzymy w obiektyw! No, próba. Prosto w obiektyw proszę… Znowu źle. Łaskawa pani musi gdzieś podziać prawą nogę, bo inaczej wyjdzie córeczka z trzema rękami i trzema nogami... Proszę pana dobrodzieja nie spać jeszcze chwileczkę...

]- Druga panieneczka z prawej strony, proszę wyjąć paluszek z noska.

- Nie wytrzymam! - woła zacna jubilatka – muszę ogarnąć jeszcze raz całość. No proszę, mąż nie może tak siedzieć przy stole z wyciągniętymi nogami.

Jak to wygląda, żeby blat miał pod brodą. Siedź Janku wygodnie ale bez przesady…

a ty Stanisławo, postaw obok siebie Anielkę, zdejmij ją z kolan, cały tors ci przesłania.

No proszę a gdzie ty masz złoty łańcuszek? Czegoś schowała go w fałdy? Zaraz mi wyciągnij go na wierzch i popraw sobie fryzurę

.Kto to widział do fotografii rozpuszczać włosy. Zepnij je z tyłu szybciutko. Co pan reżyser mówił? Usiądź prosto!

Więc proszę państwa — mówi dalej fotograf, gdy gospodyni wróciła na swoje miejsce - teraz proszę chwileczkę spokojnie, bo robimy zdjęcie...

No, młody człowieku czas na nasz układ, racz na moment zamknąć usta…

A pani, dobrodziejko dość już chmurnej miny, proszę o uśmiech. Chce gospodyni nieszczęśliwie wyglądać na rodzinnej pamiątce?

- Gdzie mi teraz do uśmiechu. Właśnie przypomniałam sobie, żeśmy wychodząc z domu psa zamknęli w środku, zamiast wypuścić na podwórko.

Stół caluśki świątecznie nakryty, wiktuały na obrusie postawione. Rany boskie! Pewna demolka, i pozżerane posiłki.

- No proszę, teraz pan dobrodziej zasnął na dobre, niech go ktoś tam szturchnie… a u panicza znowu usta otwarte…

Zwyczajnie uciekłem, nie czekając swojej kolejki, a w głowie przemykały natrętnie obrazy, na których jubileuszowa familia ciągle poprawia sobie u fotografa; głowy, włosy, ręce, nogi, usta, języki.


* Na zdjęciu pradziadkowie Zbysława; Stanisława Adamczak( z domu Mazurkiewicz) oraz Jan Adamczak

i ich dzieci : Edward Adamczak, Józef Adamczak, Franciszka Ziętara, Marian Adamczak, Anna Walczak, Aniela Szmalenberg (moja babcia Zbysława),

Józefa Sztok, Stanisław Adamczak, Stefania Gałecka, Stanisława Woźniak, dodatkową osoba na zdjęciu jest mąż Franciszki Ziętary , Stanisław Ziętara.

Całość narracji oparta na wzorze anonimowego autora, wzięta ze szpalt pożółkłej gazety z lat dziesiątych XX wieku. Pierwszy tytuł W dziewiętnastowiecznym studio

Komentarze